Równowaga to nie perfekcja. To wewnętrzny punkt oparcia.
Wielu mężczyzn, z którymi pracuję, mówi:
„Chcę mieć wreszcie równowagę w życiu.”
Między pracą a odpoczynkiem. Między dawaniem a braniem.
Między byciem dla innych a byciem dla siebie.
Tylko że równowaga to nie stan idealny.
To nie złoty środek, do którego kiedyś dojdziesz i zostaniesz tam na zawsze.
To ruch. Proces. Dialog.
To gotowość, by sprawdzać – czy jeszcze jestem w kontakcie ze sobą, czy już znowu odleciałem w zadaniowość, w udowadnianie, w zapominanie o ciele.
Szczęście nie bierze się z tego, że wszystko działa jak w zegarku.
Szczęście to często moment, w którym czujesz, że jesteś tu, gdzie trzeba.
Nie idealny, nie poukładany – ale obecny.
Obecny przy sobie. Przy swoim życiu.
Równowaga nie polega na tym, że wszystko masz pod kontrolą.
Czasem właśnie wtedy jesteś najbardziej spięty.
Równowaga zaczyna się wtedy, kiedy pozwalasz sobie czuć.
Zmęczenie. Potrzebę odpoczynku. Radość z nicnierobienia. Albo tęsknotę za głębszym sensem.
To nie znaczy, że masz zrezygnować z ambicji, planów, działania.
To znaczy: nie zostawiać siebie w tym wszystkim.
Bo możesz robić wielkie rzeczy, ale jeśli nie ma Cię w tym naprawdę – to pustka prędzej czy później Cię dopadnie.
Równowaga to sztuka słuchania siebie.
To pytanie:
🔹 Czego teraz naprawdę potrzebuję?
🔹 Gdzie przesadziłem?
🔹 Gdzie siebie zaniedbałem?
Nie chodzi o to, żeby wszystko było równe.
Chodzi o to, żeby było prawdziwe.
I żeby w tym wszystkim było miejsce na Ciebie.
Nie tylko na zadania, odpowiedzialność i wymagania.
Ale na radość, lekkość, przyjemność.
Na głęboki oddech. Na chwilę ciszy.
Na kontakt z tym, co ważne.
Bo równowaga nie jest luksusem.
To fundament szczęścia.
Nie chwilowego zadowolenia, ale tej głębokiej zgody:
„Jestem na właściwej drodze.”